Legenda o smoku Wawelskim

Smok WawelskiDawno temu, w zamku na wzgórzu wawelskim, mieszkał książę Krak, władca pięknej ziemi małopolskiej. Posiadał bogate księstwo, mądrych doradców i piękną i dobrą córkę, królewnę Wandę. Krak był bardzo szanowany i lubiany przez poddanych.

Pewnego wiosennego dnia królewna Wanda powiedziała ojcu, aby zbudował miasto dla przybywających ludzi. Władca natychmiast wydał dekret o zbudowaniu warownego grodu - Krakowa.
Budowa trwała kilka lat. Do Krakowa przybywało dużo ludzi z całej Polski, aby w nim zamieszkać, pracować lub zacząć własną działalność. Wśród tych ludzi był młody szewczyk, Skuba, który dopiero uczył się swojego fachu. Jego marzeniem było zostanie cenionym szewcem i otworzenie własnej pracowni. Wkrótce też znalazł pracę w dużym warsztacie szewskim w centrum miasta.

 

Smok

Mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, mieszkańcy Krakowa żyli w zgodzie i szczęściu. Pewnie nadal żyliby w dobrobycie, gdyby ich spokoju nie zakłóciło straszne nieszczęście. Otóż pewnego dnia słońce przyćmił cień skrzydeł olbrzymiego smoka, a na miasto i okolicę padł blady strach! Potwór miał potężne cielsko, łuski twarde jak skała, ogon, którego jeden zamach wystarczał, aby zmieść do Wisły pół miasta, i paszczę, która mieściła dwie zamkowe wieże. Zamieszkał w jaskini obok grodu siejąc strach i przerażenie... W mieście ucichł radosny gwar, mieszkańcy nie chodzili do pracy przez obawę o swoje życie i swoich dzieci. Rajcy zebrali się obok tronu Kraka i rzucali pomysły jak poradzić sobie z bestią, burmistrz polecił, aby najdzielniejsi rycerze z całego kraju się zebrali i unicestwili bestię. Krak natychmiast wysłał posłańców z swoimi wieściami. Tymczasem smok na dobre zadomowił się w smoczej jamie. Jego ryk był tak głośny, że cały zamek drżał. Jego kąpiele w rzece kończyły się powodziami pobliskich wiosek. Wkrótce w grodzie pojawili się pierwsi rycerze. Zamiast wesołego i wspaniałego miasta zastali puste ulice, pozamykane sklepy i nielicznych przechodniów. Śmiałkowie kierowali swoje orszaki prosto pod wzgórze, skąd dochodził ryk rozwścieczonego potwora. Smok stał przed jamą i zionął ogniem, walił ogonem i za nic miał sobie rycerzy uzbrojonych w miecze i topory. Rycerzy przybywało coraz więcej, jednak żaden z nich nie zdołał pokonać bestię. Po nieudanych próbach zabicia potwora w zakładzie gdzie pracował szewczyk Skuba zebrali się majsterkowie i mieszczanie, rozpaczając nad swoim losem.

"Nie może tak być, że przez jednego potwora cierpi cały Kraków" - pomyślał Skuba, a następnie szukał sposobu na przechytrzenie potwora. Kiedy wszyscy rozeszli się do domów poszedł do swojego majstra i powiedział, aby dał mu baranią skórę, którą wykorzystuje się do szycia kożuchów. Majster zapytał po co mu ten materiał. Szewczyk opowiedział mu o planie z owcą. Miał zamiar uszyć owcę, a w nią wpakować siarkę. Majster na początku bał się, że młody szewc nie znajdzie tyle siarki, ale ten oznajmił, że w kamieniołomach za miastem jest jej dosyć. Później otrzymał to czego tylko chciał. Szewc całą noc spędził na szyciu kukły, a rankiem, kiedy wstawało słońce udał się do kamieniołomu i nazbierał tyle siarki, ile mu było potrzebne. Jeszcze tego samego dnia zaniósł swoją kukłę pod jamę i ustawił ją na kołkach, tak aby wyglądała jak prawdziwa owca. Rankiem krakowianie budzili się w zdziwieniu, bo nie budził ich ryk głodnej bestii. Mieszkańcy chcąc wiedzieć co się dzieje udawali się na Wawel, aby z murów zobaczyć co dzieje się ze smokiem. Szewczyk zauważył stojąc na murach, że nigdzie nie ma owcy, którą zrobił. Uwagę obserwatorów wreszcie zwabił przerażający ryk bestii. Potwór zanurzał łeb w rzece i pił bez końca. Ludzie obawiali się, że smok wypije całą Wisłę, jednak młody szewc śmiał się i mówił, że piecze go w brzuchu. Ludzie wiwatowali na cześć Skuby. Smok nadal pił wodę, jego brzuch rósł i rósł. W pewnej chwili rozległ się głośny huk. Nad miastem zawisła chmura z pyłu i siarki. Kiedy słońce przedarło się przez czarne chmury siarki okazało się, że to smok pękł. Na brzegu leżały strzępy, a raczej resztki rozdartego potwora. Wiwaty na cześć szewczyka stały się jeszcze głośniejsze. Mieszczanie zanieśli Skubę przed oblicze Kraka. Książę zapytał o nagrodę dla wybawcy. Ten jednak chciał tylko smoczą skórę, aby uszyć z niej buty dla tych bogatych i biednych mieszkańców Krakowa. Pierwsza para butów trafiła w ręce pięknej księżniczki.