Spontaniczne Spłonięcia Ludzi

[Obrazek: beznazwy1ej.jpg]

Od bardzo dawna ludzie wierzą, że człowiek może w pewnych okolicznościach zapalić się sam z siebie i w ciągu kilku sekund spłonąć na popiół w gwałtownych płomieniach. Wielu traktuje tę wiarę jako przesąd. Również fenomen samoistnego zapalenia się ciał traktuje się jako wytwór literacki Karola Dickensa, który posłużył się tym sposobem do zabicia nikczemnika Krooka w "Bleake House". Pisarz oparł się w swej historii na prawdziwych sprawozdaniach rzeczywiście zaistniałych sytuacji.


O spontanicznym paleniu się ludzi mamy do dyspozycji rozległą dokumentację historyczną. Historia jednak mówi też, jak nauka odmówiła zajęcia się tym niezwykłym zjawiskiem. Dlaczego tak bardzo przeszkadzało naukowcom?

 

[Obrazek: beznazwy1ej.jpg]

 

Po prawej: Zwłoki emerytowanego lekarza, dr J. Irwinga Bentleya (Coudersport, Pensylwania, USA), które znalazł 5.12.1966 roku inkasent z gazowni, Don Gosnell. W powietrzu czuł jakiś "niezwykły niebieski dym". W sypialni było czuć dym jeszcze bardziej, ale Bentleya tam nie było. W łazience Gosnell zobaczył następujący widok: obok wielkiej, wypalonej w podłodze dziury, leżała noga lekarza; wyglądała jak noga manekina z wystawy.



Zjawisko to zdaje się występować według pewnego określonego porządku: typowe jest to, ze tylko część ciała ofiary, na przykład stopa, jest odnajdywana w całości, podczas gdy reszta ciała jest zredukowana do popiołu czy nawet lepkiej, cuchnącej, oleistej substancji. Zdarza się, że ubranie jest delikatnie nadpalone, ale występują też przypadki, kiedy to ubranie pozostaje nietknięte. Podobnie rzecz ma się do otoczenia - zwykle wykazuje niewielkie oznaki styczności z ogniem bądź wysoką temperaturą.

Od włoskiego chirurga Battaglio dowiadujemy się, jak w roku 1789 zmarł w mieście Filetto opat Bertholi. Mieszkał u swojego szwagra. Krótko przed śmiercią został sam w swojej izbie, modląc się z modlitewnika. Po kilku sekundach krzyknął. Ludzie, którzy się tam zbiegli, znaleźli go na podłodze, okrytego bladym płomieniem, który zniknął, gdy się zbliżyli. Bertholi nosił pod odzieżą włosiennicę. Wierzchnie ubranie spłonęło, ale włosiennica pozostała nietknięta, przy czym na ciele mężczyzny skóra pod włosiennicą była w strzępach.

Znanym przypadkiem jest ten pani Mary Reeser z St Petersburga na Florydzie z 1951 roku. Sześćdziesięcioośmioletnia wdowa, żyjąca samotnie, prawdopodobnie 1 lipca wieczorem kładła się jak zwykle do łóżka. We wczesnych godzinach porannych następnego dnia sąsiadka, pani Carpenter, wyczuła swąd spalenizny, który, jak jej się wydawało, dobywał się z zepsutej pompy wodnej. Wyłączyła ją i położyła się znów do łóżka. O ósmej przybył posłaniec z telegramem do pani Reeser, która nie reagowała na dzwonienie do drzwi. Fale gorąca przenikały przez drzwi, a ich gałka była zbyt gorąca, by jej dotknąć. Z pomocą dwóch robotników pani Carpenter włamała się do mieszkania i jak zdawał sprawę raport policyjny:

W obrębie sczerniałego kręgu - około czterech stóp średnicy - znajdowało się wiele skręconych sprężyn i szczątki ludzkiego ciała, składające się ze zwęglonej wątroby przyczepionej do części kręgosłupa, czaszki skurczonej do rozmiarów piłki baseballowej, stopy w czarnym atłasowym pantoflu, pozostałej z nogi spalonej aż do kostki, a także niewielka ilość puszystego popiołu.

"Wygodny fotel", w którym siedziała pani Reeser, został wypalony do samych sprężyn. Poza wyposażeniem elektrycznym, które zostało stopione z powodu gorąca, nie było żadnych oznak ognia w mieszkaniu. Ciało wdowy zostało w takim stopniu zniszczone, że świadkowie byli przekonaniu, że po prostu nie ma jej w domu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności czołowy specjalista od śmierci w ogniu, dr Wilton Krogman, właśnie spędzał wakacje w tej okolicy; wezwany stwierdził:

"Nie potrafię pojąć, jak tak kompletna kremacja mogła dokonać się bez spalenia reszty mieszkania. W istocie rzeczy całe mieszkanie wraz ze wszystkim, co się w nim znajdowało, winno było zostać strawione ogniem. Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć ludzkiej czaszki skurczonej na skutek działania gorąca. Zjawisko przeciwne miało zawsze miejsce: czaszki wręcz nienormalnie obrzmiewały, a nawet eksplodowały na setki kawałków... Oceniam to jako najbardziej zdumiewające zjawisko, jakie kiedykolwiek widziałem. Podczas dokonywanej inspekcji miejsca zdarzenia ze strachu zjeżyły mi się włosy na głowie. Jeślibym żył w wiekach średnich, myślę, że bełkotałbym coś na temat czarnej magii."

 

[Obrazek: beznazwy1vk.jpg]

 

Robotnik usuwa resztki krzesła, na którym 1.07.1951 roku nagle spłonęła Mrs. Mary Reeser.



Po rozejściu się wiadomości o tej dziwnej śmierci, pojawiło się mnóstwo domniemań, jak mogło do niej dojść. Jedno z najbardziej przemyślanych teorii mówi o tym, ze wrogowie porwali nieszczęsną osobę, a później ją zamordowali. Jej ciało miało być spalone w piecu o super wysokich temperaturach, a następnie przewiezione do mieszkania. Domniemanym mordercom zostało jeszcze spalić fotel, stopić metalowe krzesło i na koniec ogrzać gałkę u drzwi. Inni ludzie wpadli na pomysł użycia napalmu bądź "atomowej pigułki" - czymkolwiek miałaby być.

W Wielkiej Brytanii corocznie 1-2 % wszystkich przypadków śmierci w ogniu zostaje oficjalnie zarejestrowanych jako "przyczyna nieznana". Rozsądnie jest przyjąć, że pewien wysoki jej odsetek (jeśli nie wszystkie) to skutek samoistnego zapalenia się. Wiele przypadków śmierci w ogniu uznawana jest jako "śmierć na skutek nieszczęśliwego przypadku", co satysfakcjonujące poczucie dobrego smaku koronera. Jeden znany przypadek został opisany jako "śmierć wskutek samoistnego spalenia": śmierć osiemdziesięciodziewięcioletniej pani Margaret Hogan z Dublina w 1970 roku. Koroner dr. P.J. Bofin stwierdził:

"Nie ulega wątpliwości, ze kobieta zmarła na skutek spalenia. Okoliczności są niezwykłe i pasują do tego, co jest określane jako samoistne zapalenie się [...], a co jest po prostu terminem używanym w literaturze prawniczej na określenie zespołu okoliczności, w których dochodzi do śmierci w wyniku spalenia się osoby bez widocznego źródła ognia...

Pani Hogan zmieniła się w garstkę popiołu. Koroner dr Gavin Thurston wygłosił sceptyczny wobec sprawy werdykt: "Nie istnieje, ani też nigdy nie istniał, żaden fenomen w rodzaju samoistnego zapalenia się."

Zazwyczaj wytłumaczenia tego typu zdarzeń ograniczają się do wersji w których ofiara siedziała blisko ognia i jakoś zajęła się i stanęła w płomieniach. Jednak tylko piece krematoryjne są w stanie spalić ciało ludzkie do popiołu pozostawiając przy tym nienaruszoną nogę. Piece krematoryjne potrzebują do siedmiu godzin, by doprowadzić ciało do postaci mieszaniny kości i grubego popiołu; określa się, że temperatura dochodząca do 1648 stopni Celsjusza może spowodować, że ciało nabierze konsystencji płynnej, ale nikt nie może gwarantować, czy taka temperatura nie spowoduje również, że i dom przyjmie tę samą konsystencję.

istnieją również teorie, którym można wierzyć co się stało tak naprawdę. Najmniej prawdopodobna jest teoria "psychicznego samobójstwa". Według niej do samoistnego spalenia dochodzi u osób w depresji, przygnębieniu. Ich rezerwy energii fizycznej i psychicznej nagle wybuchają w tej ostatecznej eksplozji.

Inna teoria mówi o tym, że w organizmie gromadzi się dużo związków wysokoenergetycznych. Teorii tej możemy zaprzeczyć jeśli weźmiemy pod uwagę to, że nie spala się ich odzież. Jeśli byłyby to owe związki to z ciałem spłonęła by również odzież, ale odzież zostawała nietknięta, bądź delikatnie "poruszona".

 

[Obrazek: beznazwy1au.jpg]
Pole siłowe geomagnetyzmu w poszczególnych regionach rozkłada się różnie, a jego natężenie (podane w gausach) przebiega falami. Sześć ilustracji ukazuje zdumiewającą zgodność między wysokim natężeniem geomagnetyzmu a przypadkami samoistnego spłonięcia.


Kluczem, który daje największą nadzieję na naturalne wyjaśnienie tego zjawiska, jest chyba artykuł Livingstona Gearharta w czasopiśmie Puisuit z roku 1975. Odkryto, że do większości przypadków samozapłonu dochodzi w czasie maksymalnego natężenia geomagnetyzmu albo wkrótce po nim. Magnetyzm Ziemi zmienia się w ścisłej zależności od działalności Słońca. Astronomowie i geofizycy regularnie badają dzienną amplitudę geomagnetyzmu, przy czym okazało się, że do samozapłonów dochodzi w czasie maksymalnej aktywności geomagnetycznej. Wskazuje to na fakt, że samoczynne spłonięcie jest skutkiem łańcucha złożonych wydarzeń, w którym gra rolę również oddziaływanie czynników astronomicznych i stan fizyczny danej osoby. Równocześnie może to służyć jako podstawa "teorii pioruna kulistego".